3



Po długich błaganiach menadżer chłopaków, dalej upierał się, aby Jeon wracał do Seoulu samochodem. Z nieznanych powodów, nawet nie dopuszczał Kookiego do marzeń, o poworcie pociągiem. Zdesperowany nastolatek nie dał jednak za wygraną i całkowicie zignorował zakaz. Wymknął się z samego rana, po pożegnaniu z mamą. Ona także wolała, by jej syn zachowywał się jak zwykły dzieciak i mógł chociażby wybrać rodzaj komunikacji. Równocześnie zdawała sobie sprawę, że może nie poradzić sobie z ewentualnym atakiem fandomu, więc w tajemnicy posłała za nim prywatnie, jednego z ochroniarzy.
 Gdy zamaskowany Jungkook wygodnie usiadł w pustym przedziale, od razu sięgnął po telefon. Jego wiadomości do chłopaków nie były jeszcze otworzone. Żaden jej nie otrzymał.
–    Co jest grane? - powiedział sam do siebie. To było zbyt dziwne, żeby żaden z nich nie miał przy sobie telefonu od dwóch dni, albo chociaż którykolwiek nie sprawdzał poczty. Zmieszany zablokował ekran by nie marnować baterii i z uwagą przyglądał się widokom za oknem. Cieszył się, że może wracać sam, jak normalny człowiek, aczkolwiek wynajmowanie całego przedziału dla siebie, nie było do końca normalne. Jego menadżer także szybko zorientował się o jego uciecze i nakazał chłopakowi, by przynajmniej po dojechaniu, szybko oddał się w ręce ochroniarzy, którzy mieli dalej zająć się jego bezpiecznym powrotem. Oczywiście Jungkook nie miał zamiaru słuchać go tego dnia. Wiedział, że może mieć z tego różne konsekwencje, ale chociaż przez jeden dzień marzył o chwili spokoju. Odtworzył ulubione kawałki w słuchawkach i co chwilę zerkał, czy w dalszym ciągu jego wiadomości nie dotarły do adresatów. Jak się okazało, nic się nie zmieniło. Wtedy i w przeciągu dwóch następnych godzin.

~


 Starsza kobieta złapała dziewczynę za ramię i oddała w jej ręce walizkę średnich rozmiarów.
–    Pamiętaj, jak wylądujesz od razu zadzwoń do mnie. Twój ojciec prawdopodobnie nie będzie w stanie odebrać – oznajmiła i uśmiechnęła się do niej.
–    Czemu nie mogę zostać u ciebie ciociu? - spytała z żalem w głosie.
–    Za kilka dni sama opuszczam kraj. Pan Lee zajmie się tobą w stanach – dopowiedziała i spojrzała na nią z politowaniem. Było jej szkoda tego dziecka. Z miłości do ojca straciła troskę i akceptację własnej matki. Im Yuna doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak okrutny los spotkał ją już za najmłodszych lat. Jako, że owa dziewczynka była córką jej starszego brata, także chciała okazać jej trochę uczuć, których nie mogła dostać od własnej rodzicielki.
 Kobieta pozostawiła nastolatkę samą na lotnisku i szybko odjechała z parkingu. Chciała zostać z nią dłużej, jednak jako że również jako lekarz miała pacjentów, nie mogła sobie na to pozwolić.
Dziewczyna od zawsze podziwiała swoją ciotkę. Była dla niej wzorem i chciała pójść w jej ślady. Nie w ojca czy matki, a w swojej krewnej, która była ideałem niezależnej kobiety z charakterem. Oprócz tego że specjalizowała się w kardiochirurgi i jeździła od Seoulu do Busan, to często ofiarowywała swoje umiejętności w akcjach charytatywnych. Młoda Im, miała co nieco inne plany, gdyż jej głównym celem nie było leczenie pacjentów, a bardziej zajmowaniem się badaniami w laboratorium.
 Skierowała się w kierunku odprawy. Czuła na sobie czyiś wzrok i wiedziała, że jest obserwowana. To byłoby dość podejrzliwe gdyby jej tata zostawiłby ją samą sobie w podróży do Ameryki. Była jego oczkiem w głowie. Od podejrzliwej ochrony uwolniła się momencie, gdy skręciła w stronę toalety. Razem z walizką weszła do kabiny. Ukucnęła nad nią i zacisnęła kilka ubrań w pięściach. Tkwiła tam tak, jakby zastanawiała się cały czas nad swoimi działaniami. Nie chciała zawieść ani taty, ani nikogo innego. Nie miała jednak wyjścia.
 Po kilkunastu minutach wyszła z pomieszczenia. Przebrana w szarą bluzę z kapturem, którą miała na sobie po raz pierwszy, o czym świadczyło to, że zapomniała nawet oderwać drażniącej metki. Rozpuściła włosy i założyła buty na dużo wyższej podeszwie. Tak jak oczekiwała, ochroniarz nasłany przez jej ojca, cały czas oczekiwał aż wyjdzie z ukrycia. Była nadzwyczaj inteligentna, więc nawet pan Im wiedząc o tym, martwił się czy jeden ochroniarz z pewnością wystarczy. Jednocześnie myślał o tym, że będzie zbyt podejrzliwy wobec córki, jeśli tak ją zabezpieczy. Sumienie wykańczało go nawet przy tym, jak wydał rozkaz jednej osobie o zadbanie o jej przypilnowanie.
 Mimo wielkich kompetencji mężczyzny, który czaił się na Im Ha-Eun, ta szalona dziewucha bez większego trudu opuściła parcelę, nie zostawiając po sobie żadnego śladu, oprócz porzuconej walizki na środku łazienki. Jej motywy nie były nikomu znane, a zanim wysłano za nią resztę zgrai ochroniarzy, dziewczyna była w połowie drogi do Seoulu.

~


 JungKook od razu po wydostaniu się z peronu, przeszedł osobną drogą. Oprócz maski, zarzucił na siebie kaptur od czarnej bluzy. Miał nadzieję, że nikt się na niego nie rzuci, chociaż wolałby już zostać otoczony przez fanki, niż dorwany przez załogę z wytwórni. Nieco zawiódł się faktem, że żaden z chłopaków nie pofatygował się, aby po niego pojechać, a jego wiadomości w dalszym ciągu pozostawały niewyświetlone. Zaczęło go to bardzo niepokoić. Dorzucając przesadą reakcję menadżera na jego samodzielny powrót, to wszystko mogło się ze sobą łączyć. Chciał jak najszybciej spotkać się ze swoimi przyjaciółmi. Kolejno do nich wydzwaniał jednak żaden z nich nie odbierał.
–    „Szlag by to” - pomyślał i szybko dorwał taksówkę. Przez duży ruch pozostawali w jednym miejscu. Akurat w momencie, kiedy mu się tak śpieszyło. Rozłożył się wygodnie na tylnym siedzeniu, a obok siebie trzymał małą walizkę. Była mała bynajmniej dla niego.
 W pewnym momencie usłyszał ciche trzepnięcie drzwiami. Był jednak tak wykończony, że nie chciało mu się nawet otworzyć oczu. Kierowca akurat wyszedł na ulicę, gdyż stali w korku. Przez zmianę sytuacji na drodze, mogli z powrotem kontynuować jazdę, która i tak ciągnęła się w nieskończoność. Trwała co najmniej 3 razy dłużej, niż normalnie.
 Gdy samochód się zatrzymał, chłopak zatrzasnął za sobą drzwi. Było już dość ciemno.
–    Chłopaki, wróciłem! - „krzyknął” szczęśliwy i śpiący jednocześnie, zanim zdążył wejść do środka. Jak wielkie było jego zdziwienie, gdy dostrzegł zgaszone światła, dokładnie w każdym pomieszczeniu. Z tego co wiedział, dzisiaj cały dzień mieli spędzić właśnie tutaj. Bez treningów czy jakichkolwiek wypadów. Zerwał się z miejsca z walizką, którą rzucił pod drzwi i starał się od kluczyć mieszkanie.
–    Co? Czemu nie pasuje?! - zapiszczał przerażony. - To jakiś żart, tak? Wymieniliście zamki bardzo śmieszne – zadrwił, zaczął walić w drzwi, okno i zdzierał swoje struny głosowe z całych sił. Opadł ze zmęczenia i wysłał ponad dziesięć wiadomości ze strasznymi groźbami, do każdego z jego współlokatorów.
–    To na pewno pomysł Jimina – warknął i zrobił smutną minę. Dopiero gdy odstawił telefon, zauważył że naprzeciwko niego siedzi dziewczyna. Ta sama, którą spotkał w Busan.
 Gwałtownie odskoczył i wycelował w nią wskazującym palcem, przerywając jej tym samym to, co chciała powiedzieć.
–    Jesteś psychofanką, prawda? To twoja sprawka? Wysłałaś ich na drugi świat i odebrałaś mi dom, żeby móc mieć mnie tylko dla siebie tak? Spieprzyłaś! Nigdzie z tobą nie pójdę ty szalona suko – skierował na nią wszelkie możliwe zarzuty i czekał na jej reakcję, chociaż szczerze miał ochotę uciec jak najdalej i zacząć szukać swoje zguby.
–    Czyją mam być fanką? I co to za dom? Mieszkasz tu? - spytała zdezorientowana. Przez jego zachowanie stwierdziła, że jest naprawdę walnięty.
–    Ha, czyją fanką!? Dobre, ale na mnie to nie zadziała – znowu uniósł głos i tym samym sprawił wrażenie jeszcze gorszego szaleńca niż kilka sekund wcześniej. Sam myślał że tylko śni i pragnął wybudzić się z tego koszmaru.
–    Przepraszam, ale naprawdę nie wiem o co ci chodzi – te tłumaczenia jednak nie wywarły na chłopaku zbytniego wrażenia. Wypatrywał tylko czegokolwiek, co mogłoby ją nieszkodliwie ubezwładnić. Gdy trochę się opanował z jej pomocą, oczekiwał wyjaśnień.
–    Po pierwsze, to czemu znalazłaś się nagle w Seulu? Tutaj, ze mną? Pierwszy raz cię widzę na oczy i nic z tego nie potrafię zrozumieć.
–    Uciekłam. Muszę załatwić tutaj kilka spraw, poza tym nie miałam gdzie się podziać. Nie chcę wracać do domu, a tylko pójście za tobą okazało się w miarę rozsądną opcją.
–    Nawet jeśli mnie nie znasz?! - znowu podwyższył swój głos.
–    Tak – odpowiedziała bez zastanowienia i bez emocji. - No to nie do końca tak. Możesz myśleć, że jestem szaloną suką, ale przecież w pewnym sensie cie znam.
–    Jakim cudem znasz mnie, skoro ja nie znam ciebie? - skrzywił się. Czyżby coś przeoczył?
–    Znasz. Poznałeś mnie w Busan.
–    Nie rozśmieszaj mnie popaprana dziewczynko, ugh! - podrapał się energicznie po głowie, starając zebrać wszystkie myśli.
–    To ja jestem popaprana? Uciekam z domu za kolesiem, który nagle przebrał się za bandytę i prowadzi mnie pod losowy adres, myśląc że to jego dom i że tutaj mieszka. Kogo chcesz oszukać dziwaku? - odpyskowała i podkuliła nogi, łapiąc się pod łydkami.
 W krótkim czasie Kookie zrozumiał, że stwarza pozory jeszcze gorszego popaprańca niż ta dziewczyna. Poczochrał bardziej swoje włosy, mając nadzieję że zaraz przyjdzie mu do głowy jakiś pomysł. W dodatku zdał sobie sprawę z tego, że ta „wyjątkowa” nastolatka nie ma w rzeczywistości pojęcia kim on jest.
–    Naprawdę nigdy nie słyszałaś o BTS? Czy po prostu mnie nie poznajesz? - zapytał zakłopotany.
–    Nie słyszałam.
–    Jaka normalna obywatelka Korei Południowej, może nie znać BTS? To samo w sobie jest podejrzane. Skąd ty się urwałaś?
–    Z Ameryki. Już ci mówiłam. Jedyny zespół który kojarzę to EXO – jej słowa trochę dotknęły chłopaka i jego poczucie wartości. Jej zachowanie wydało mu się trochę bardziej logiczne.
–    Nie kręcisz? Kim ty właściwie jesteś?
–    Na pewno jestem bardziej wiarygodna niż ty – uśmiechnęła się sztucznie i ukucnęła nad chłopakiem.
–    Mogę ci obiecać, że jeśli dasz mi się zatrzymać w twoim prawdziwym mieszkaniu i będziesz na mnie bulić przez kilka dni, to zrobię dla ciebie wszystko. Zgodzę się na cokolwiek. Oprócz wykorzystania seksualnego. W dodatku jestem nieletnia – wypaliła bezmyślnie, a jednak jej słowa brzmiały, jakby jej plan był od dawna ustalony.
–    Też jestem nieletni! I nie zwariowałem. Mieszkam tu już jakiś czas, a z tymi ludźmi dzielę łóżka od trzech lat. Jakkolwiek to brzmi – przerwał. Nastała nieręczna cisza. W oczach dziewczyny był godny pożałowania. Wyglądał jak smutny piesek, który miał zaraz się popłakać. Nieśmiało wyciągnęła rękę w jego stronę i delikatnie pogłaskała go po głowie.
–    Powiedzmy, że sobie ufamy. Okej? Być może jesteśmy w tym momencie ostatnią deską ratunku dla siebie. Przemyśl to – znowu się do niego uśmiechnęła. Teraz przypominała Jinę do złudzenia. Jeon tak bardzo żałował, że to nie jest naprawdę ona, ale z drugiej strony coś sprawiało, że to ostatnia osoba, która jest w stanie mu pomóc. Gdyby Jina żyła i tak nie pomogłaby mu teraz, a dalej żywiłaby do niego urazę.
 Siedzieli w takiej pozycji kilka minut w ciszy. Notorycznie przyglądali się sobie wzajemnie i starali rozszyfrować tę drugą osobę. Gdy Jungkook miał wykręcić numer do swojego menadżera, nagle zza płotu pojawił się duży, czarny samochód. Obydwoje unieśli się ku górze, a z auta wysiadło co najmniej dziewięciu ochroniarzy i sam menadżer. Gdy zobaczył chłopaka, od razu rzucił się w jego stronę. Widać było jego rozzłoszczenie, a sam Kookie zastanawiał się już nad swoją karą. Nie miał zamiar jednak uciekać, bo za bardzo zależało mu na wyjaśnieniach.


–    Jeon JungKook! Ty łobuzie mały, czemu uparłeś się na ten pieprzony pociąg?! I czemu znowu mnie nie posłuchałeś? - darł się  z wyraźnym poirytowaniem w głosie. Sprawił chłopakowi porządne lanie po głowie i pociągnął go za ucho, na co ten odparł głośnym jękiem.
–    Czy to nie ty hyung powinieneś mi to wyjaśnić? - spytał pocierając obolałe miejsca. - Czemu nikogo nie ma? Czemu wszyscy zniknęli i nie mogę dostać się do własnego domu? O! Teraz mi wierzysz? - skierował pytanie do oszołomionej dziewczyny stojącej obok niego. Ona pokiwała tylko zdezorientowana głową, udając że wszystko jest dla niej zrozumiałe i że wcale nie wpakowała się w wielkie gówno.
–    Co to za mała przylepa? Fanka cię śledzi? Nie umiesz sobie z nią poradzić? - zmienił temat, mierząc wzrokiem młodą Im.
–    Nie odwracaj kota ogonem! Ona nawet nie wie kim jestem, więc lepiej najpierw wyjaśnij mi to co najważniejsze. Hyung, o co tutaj chodzi? - jego wzrok był naprawdę proszący, a mężczyzna nie potrafił dłużej go zwodzić.
–    Słuchaj Kookie, sam do końca nie wiem. To ja wymieniłem zamki, zaraz po tym jak wszyscy zniknęli. Miałem nadzieje, że to tylko psikus, więc byłem pewny że zadzwonią jak będą chcieli wrócić. Miałem też nadzieję, że ty też jesteś w to mieszany i jak wrócisz to wszystko się wyjaśni, ale skoro nie masz o niczym pojęcia – ciągnął dalej. - Ich zniknięcie jest zbyt podejrzane i obawiam się, że ty także jesteś w niebezpieczeństwie. Na razie wynajmiemy ci chwilowo apartament, a potem będziemy myśleć co dalej. Jedyne co musisz robić, to to o co cię proszę. Policja już działa w tej sprawie.
–    Nic z tego nie rozumiem... - Jeon wyraźnie spoważniał i nie mógł uwierzyć w to co słyszał.
–    Wszystko w porządku? - menadżer złapał chłopaka na ramię, próbując dodać mu otuchy. Następnie wydał rozkaz ochroniarzom, aby zabrali jego rzeczy z domu nie naruszając żadnych zabezpieczonych miejsc, pomocnych w śledztwie i zaprowadzili go do samochodu.
–    Chwileczkę! Zabierzmy ją ze sobą – wskazał na ciemnooką, po czym pociągnął ją za rękę. Nakłamał trochę o jej tożsamości, której sam nie znał. Sam stwierdził, że oszalał, ale być może była dla niego naprawdę ostatnim ratunkiem.





       

2


–    Więc usiłujesz mi powiedzieć, że nie wracasz do Stanów? - Im Ae zmarszczyła czoło, starając się zrozumieć to, co przed chwilą usłyszała od swojego byłego męża.
–    Wracam, ale najpierw czeka mnie wyprawa do Chin. Nie chcę brać ze sobą Im Ha-Eun, a tym bardziej nie chcę zostawiać jej samej w Stanach. Mogłabyś... pogodzić się z nią w tym czasie? Nie chcę być wyrodnym ojcem, zostawiając dziecko same z... wyrodną matką. Powinna trochę tu pobyć, w końcu stąd pochodzi.
–    Wiesz że cie szanuje, ale nie mogę tutaj z nią zostać. Nie teraz, gdy Im Jin mnie opuściła. Nie próbuj mi jej zastąpić tą dziewuchą bez wstydu. Urodziłam ją a jednak... wolę żeby nasze drogi ostatecznie się rozeszły – kobieta ani razu nie zerknęła się na mężczyznę. Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. - Teraz, gdy Jina nie żyje... chcę żyć z myślą, że miałam tylko jedną córkę.
 Słowa te niesamowicie zabolały Im Young-Ja. Czuł się bezradny i stracił wszystkie środki, aby zmusić matkę Ha-Eun, do przygarnięcia jej na te parę tygodni.
–    Smucą mnie twoje słowa, gdyż uciekasz od odpowiedzialności nad własnym dzieckiem. Nieważne jak często Jina mówiła mi, że nigdy za mną nie pojedzie, ja nigdy się od niej nie odwróciłem. Jak możesz być tak samolubna?
 Nastała cisza. Pani Im nie miała zamiaru tłumaczyć się, ani usprawiedliwiać. Jako że kiedyś kochała człowieka siedzącego obok niej, wiedziała że nie jest niemądry i sam podsumuje to, co skutkuje jej aktualnym zachowaniem. Upiła łyk herbaty i wyjrzała przez okno, za którym dostrzegła wielkie chmury, zwiastujące srogą ulewę.
 Po kilku godzinach rozmowy lekarz był zbyt zrezygnowany, by dalej błagać żonę o litość. Bez dalszego zamiaru pogrążania się, oświadczył że wyśle ich dziecko z powrotem do Ameryki.


~


Minęło zaledwie kilka dób od dnia pogrzebu. JungKook siedział w swoim pokoju i przeglądał stare magazyny, których nie był w stanie dokończyć za młodszych lat. W kilku z nich, między karkami pojawiały się fotografie, na których zazwyczaj był razem z Jiną. Przyglądał się każdej z uwagą i wypatrywał najmniejszych szczegółów.
 Mimo że już od dawna nie widział się ze swoją rodziną, nie chciał spędzać zbyt dużo czasu na rozmowie z nimi, a szczególnie z mamą. Obawiał się, że będzie się za bardzo martwić jego samopoczuciem. Każdy w jego domu był przygnębiony tym wypadkiem. Jego mama traktowała małą Im Jin jak własne dziecko. Zawsze lubiła tę małą, radosną dziewczynkę. Była jej zawsze wdzięczna za to, że w każdej sytuacji potrafiła pocieszyć jej syna. Wiedziała jednak, co zaszło między nimi trzy lata wcześniej i jak bardzo zraniło ją opuszczenie jej, na rzecz zespołu. Nie winiła go za to. Była dumna, że jej Jungkookie spełniał swoje najskrytsze marzenia.
 
 Tego popołudnia, chłopak zamiast udać się na obiad, postanowił wyjść z domu i trochę ochłonąć. Wyjął swój telefon i zastanawiał się nad zadzwonieniem do swoich przyjaciół. Wolał jednak całkowicie porzucić o tym myśl i kroczył po prostu przed siebie.

 Z transu wybudził go coraz to silniejszy deszcz. Zdezorientowany, przemoknięty do suchej nitki schował się pod niezbyt praktycznym dachem. Nie obchodziło go to jednak, bo i tak jego ciuchy i wygląd popadły w ruinę. Przypomniało mu to jednak o masce na jego szyi, o której zupełnie zapomniał. Odetchnął z ulgą, że nie natrafił na stado fanek i podziękował w pewnym sensie pogodzie. Odwrócił swój wzrok, gdy nagle kilka metrów dalej zobaczył dziewczynę z pogrzebu. Otworzył szeroko oczy i nie za bardzo wiedział jak się zachować. Cieszył go jednak fakt, że traktowała go tak, tak jakby zupełnie nie wiedziała kim jest. Na dobrą sprawę on też jej nie znał. W dodatku zdziwiło go nieco to, że patrzyła się dokładnie w każde miejsce, tylko nie na niego. W końcu zaczął interesować się jej osobą. Czemu tak jak on, samotnie chciała pobyć przy Im Jinie? Kim dla niej właściwie była?
–    Ehem, przepraszam – jego słowa wybudziły nastolatkę z zamyślenia i odwracając się stronę chłopaka, potwierdziła to, że zwracał się do niej. Wiatr rozwiewał włosy po jej twarzy, więc co chwile wyciągała ręce, aby je ogarnąć. W przeciwieństwie do Kookiego, mokra była jedynie do połowy. Posłała mu dość dziwną minę.
–    Chciałeś coś ode mnie? - spytała niedbale.
–    Nie powinnaś mówić formalnie do starszych od siebie? Eh, nieważne już – warknął oburzony. Od dawien dawna mógł porozmawiać z kimś młodszym niż on i spotkało go takie rozczarowanie. - Skąd się biorą takie...
–    Z Ameryki – odparła żartobliwie. Usłyszała każde jego ciche mruknięcie, co jeszcze bardziej go speszyło.
–    Tutaj też się pojawiają jak widać – tym razem jednak jego głos został zagłuszony przez dźwięk ulewy. Spojrzał się jeszcze raz na dziewczynę, która z każdą sekundą była coraz bardziej atakowana przez podłe warunki atmosferyczne. Obejmowała się z całej siły zaciskając w dłoniach swój prześwitujący sweter. Coraz częściej przymrużała oczy, a jej blade policzki zrobiły się czerwone od zimna. Nie mogąc dłużej bezczynnie się przyglądać, Jeon podszedł do tej dziwnej kobiety i opierając się o ścianę za jej plecami, zasłonił ją przed kolejnymi kroplami deszczu i brutalnym wiatrem.
–    Lepiej? - spytał, przymykając jedno oko, do którego spływała woda z jego włosów. Mimo  zabawnego wyrazu twarzy, był w tej chwili prawdopodobnie najlepiej wyglądającym mężczyzną na świecie. Z początku sama nastolatka zdziwiła się jego zachowaniem, ale szybko pozbyła się zbędnej reakcji. 
–    Ta, lepiej. Dzięki – opowiedziała beznamiętnie. Jungkook chyba zadał sobie setki razy pytanie, czemu to dla niej zrobił. Nawet jeśli czarowała swoim wyglądem, to zdecydowanie nie była w jego typie. Nie mógł jednak ignorować ludzi, ze względu na osobiste upodobania. Szczególnie, że przez chwile do złudzenia przypominała mu Jine. Myślał, że wpadł w jakiś obłęd, ale im dłużej się jej przyglądał, tym więcej podobieństw dostrzegał. Przez to, że ich spojrzenia zbyt długo się spotykały, dziewczyna poczuła się dosyć zmieszana. Patrzyła się jednak na niego tak, jakby doskonale go rozumiała.

 Jeon Jungkook był tak wpatrzony w to dziecko, że nawet nie zauważył kiedy przestało padać.
–    Ej, halo. Odbiór – zawołała go po raz pierwszy dość spokojnie. Nie otrzymała żadnej reakcji. - Ej! Coś się stało? Mózg cię boli? - coraz bardziej unosiła swój głos, zmieniając minę na bardziej złowrogą i zniesmaczoną. - Co za dziwak! - krzyknęła wreszcie, po czym wyrwała się od zagapionego mężczyzny, uderzając go mocno w klatkę piersiową. Dopiero to sprawiło, że odskoczył i puścił ją wolno. Nie mógł wybaczyć sobie, że stracił nad sobą panowanie. Popatrzył na nią jeszcze raz, a raczej na jej plecy. Zdążyła odejść już wystarczająco daleko.


                                      


  JungKook beztrosko leżał na łóżku i bawił się swoim telefonem. Chwile wcześniej wyszedł spod  ciepłego prysznica, więc jego włosy były ciągle mokre. Krople wody pływały z kosmyków na szklany ekran.
 Przeszła mu do głowy dość logiczna myśl, że reszta zespołu może się o niego martwić, więc postanowił wysłać do nich wiadomość, że wszystko z nim w porządku. Odetchnął z ulgą i zaczął zastanawiać się nad tym, kim może być dziewczyna, którą spotkał wcześniej. Oprócz tego, że dręczyło go jej niestosowne i wredne zachowanie, nie mógł przestać myśleć o jej podobieństwie do Jiny. Mógł śmiało przyznać, że była od niej trochę ładniejsza i miała za to o wiele bardziej zabójczy temperament. Już wiedział, że oszalał.
–    Typowa antyfanka – mruknął pod nosem i wymyślał teorie spiskowe. Na myśl, nasunął mu się Tae. - On na pewno wiedziałby kim ona jest. I to po pierwszym kontakcie wzrokowym – uśmiechnął się sam do siebie i schował morką głowę w białą poduszkę.
 Do powrotu zostały mu zaledwie dwa dni. Jeszcze nazajutrz chciał się ostatni raz pożegnać ze zmarłą przyjaciółką.
–    Pewnie nie przyjdę do ciebie teraz zbyt szybko. Spędzę dużo czasu z moimi przyjaciółmi, będę żył swoim nowym życiem i Jina, będę o tobie często myślał. Obiecuję. Będę dobrze jadł, chodził w miejsca o których zawsze marzyłaś i zadbam o siebie. Mimo wszystko, ty zawsze chciałaś mojego szczęścia, prawda? - chłopak dotknął szybę opuszkami palców i jeszcze raz zerknął na kwiaty, które zostawił. Wyglądały niepozornie. Jakby nigdy nie miały zwiędnąć.

1


Rozkojarzony chłopak z nie do wierzeniem wpatrywał się w telefon i list, który trzymał w rękach. Od kilku dni zerkał na wiadomość i kawałek papieru, który otrzymał. Od melancholijnego nastroju odciągali go jednak notorycznie jego przyjaciele, za co był im niezmiernie wdzięczny. Jedyne czego pragnął to nie zatracać się w przyszłości, a skupiać na swoim aktualnym życiu.
 Przed ostatnim występem w bieżącym tygodniu, dzieliła ich zaledwie godzina. Do tego czasu Jimin zdążył już poprzewracać wszystko do góry nogami i przećwiczyć układ i piosenki setki razy. Reszta członków zespołu także zachowywała się tak jak zawsze. JungKook nie miał zamiaru przerywać chaosu ze swojego powodu, który stał się ich przyjemną rutyną. Tym bardziej że jako najmłodszy, powinien szczególnie pokazywać  że tryska energią i to co robi sprawia mu radość.
 Po krótkim wywiadzie i ochłonięciu od masy fanek nastała pora na powrót do domu. Ze względu na długość trasy, każdy z chłopaków zabrał ze sobą ulubioną poduszkę z zamiarem przespania całej drogi.
–    JungKookie! - krzyknął gwałtownie, ale dosyć sennie Taehyung, który od dłuższego czasu miał już zamknięte oczy. Mimo to zużył dużo siły aby trochę rozchylić powieki. Z zaciekawieniem i politowaniem wpatrywał się w młodszego przyjaciela.
–    Czemu nie śpisz? Nie myśl o tym za dużo, jutro będziesz smęcił – wypalił, po czym głośno ziewnął i zasnął nie czekając na odpowiedź.
 JungKook posłał mu jedynie ciepły, ale niepewny uśmiech. Oparł swoją głowę o szybę i wpatrywał się w krople, które po niej spływały. Nie zastanawiając się zbytnio, zaczął gonić je palcem. Myślenie o śmierci bliskiej osoby było dla niego nieuniknione. Nawet jeśli oddalili się od siebie już dawno temu, nie był w stanie się z tym pogodzić. Może było to też przyczyną tego, że tak bardzo obwiniał się przez rzeczy, których nie mógł dla niej zrobić za jej życia. Zacisnął pięść i pozwolił by samotna łza, opuściła jego szklane oczy.
–    Im Jina, nie mogłaś się chociaż ze mną pożegnać? - wydukał z załamaniem w głosie tak, jakby czekał na odpowiedź. Niespodziewanie poczuł jak ktoś ciągnie go za jego bluzę.
–    Koookie nie płacz, nigdzie nie odejdę – wymamrotał przez sen Jin z wielkim uśmiechem na twarzy. Chłopak roześmiał się i poklepał bo po plecach.
–    Wiem Jinie. Ty nigdy mnie nie opuścisz – spuścił wzrok i próbował utrzymać kąciki swoich ust w górze trochę dłużej. Nawet jeśli tutaj było mu tak dobrze, to nie wystarczyło żeby zapomnieć o tej dziewczynie. Dla niego byłoby to niczym porzucenie wszystkich wspomnień ze swojego dzieciństwa i szkolnych lat. Paradoksalnie, ostatnie 48 miesięcy przeżył bez niej i od dłuższego czasu już nawet za nią nie tęsknił. Czuł się tak jakby miał wybór między ponownym porzuceniem jej, a żałowaniem swojej decyzji o dołączeniu do zespołu, którą uważał za najlepszą w swoim życiu. Jeszcze raz odblokował swój telefon i rzucił okiem na folder z ich wspólnymi wiadomościami. Nie miał jednak odwagi, żeby je odczytać. Widział tylko załamującą datę ostatniego otrzymanego maila. 1 września 2013 roku.
 Kilka minut później zasnął wtulony w jedną poduszkę razem z dwójką swoich przyjaciół.

~


 Nazajutrz Jeon Jungkook jeszcze przed wschodem słońca wiązał krawat na swojej szyi. Patrzył z wyrzutem na swoje odbicie w lustrze. Jego myśli robiły naprawdę dziwne rzeczy, a jego mózg płatał mu nadzwyczajne figle. Kilka razy musiał się upewniać czy nie słyszy głosu Im Jin i czy naprawdę musi jechać do swojego rodzinnego miasta, aby ostatecznie ją pożegnać. Wiedział jedynie, że zdecydowanie nie był na to gotowy.
 Gdy słońce delikatnie oświetlało już niebo, by upozorować jakiekolwiek ciepło temu chłodnemu porankowi, młody chłopak postawił pierwszy krok za progiem swojego domu. Stał przed nim elegancki, czarny samochód. Zamiast do niego jednak wsiąść, natychmiast zawrócił w drugą stronę. Pobiegł do salonu i chwycił bukiet lilii, które kupił specjalnie na tę okazję. Jin uwielbiała te kwiaty i zawsze cieszyła się na ich widok.
 Po ponownym opuszczeniu budynku nastolatek już nie zwlekał z odjazdem, myśląc tylko o tym, że chciałby jak najszybciej tu wrócić.
–    Nie rozrabiajcie za dużo – parsknął śmiechem i wyruszył w kierunku Busan.



                                      


 Pogrzeb zaczął się z dużym opóźnieniem około godziny piętnastej. Było zdecydowanie więcej osób, niż w wyobrażeniach JungKook'a. Był to może powód jego nieswoich uczuć. Samolubnie pragnął by byli tu tylko on i Im Jina. Niebo wydawało mu się jeszcze bardziej ponure, niż te które miał nad głową z samego rana, mimo że teraz błękit był duży jaśniejszy.
 Przez duży tłum postanowił, że podejdzie dopiero gdy wszyscy opuszczą to miejsce. Po upływie kilkunastu kwadransów mógł zostać z przyjaciółką sam na sam. Zawiódł się sam sobą. Miał jej tyle do powiedzenia, a nie zdołał wykrztusić z siebie więcej niż „przepraszam”, czy też kilka razy powtórzył jej imię. Zostawił białe kwiaty przy zdjęciu dziewczyny i udał się za resztą gości.

 Ku zdziwieniu chłopaka, był on dość obleganą osobistością przez zgromadzonych. Jego mama patrzyła się tylko na niego i matkę zmarłej, która przedstawiała go coraz to więcej ilości mężczyzn i kobiet. Jej zachowanie wprawiło Jeona w zakłopotanie. Poznawanie nowych twarzy było ostatnią rzeczą, którą chciał robić tego dnia. Pozostawienie jej samej byłoby jednak niegrzeczne, więc nie mógł bardziej protestować po paru nieudanych próbach. Pani Im Ae była elegancka i poczciwa, w dodatku posiadała opinię jednego z lepszych chirurgów w Busan. Tego dnia jednak zachowywała się zupełnie inaczej. Wszyscy patrzyli na nią jak na godną pożałowania. Jej były mąż, który przez ambicje porzucił rodzinę i wyjechał do Stanów, starał się być w tych trudnych chwilach przy swojej dawnej małżonce i sam usiłował by kamienny wyraz nie schodził z jego wyniosłej twarzy. Naturalnie, Im Ae nie zamierzała wymieniać z nim zbyt wielu zdań, a nawet dawała mu do zrozumienia, że nie potrzebuje jego wsparcia.
–    Im Young-Ja, wiem że chcesz mi pomóc. Doceniam to, lecz proszę cię, abyś sam przechodził przez tę żałobę jak wypada ojcu jego pochowanego dziecka – powiedziała do starego lekarza, biorąc go na bok. Wcześniej oznajmiła gościom ze sztucznym uśmiechem, że z pewnością wróci w przeciągu kilku sekund. Im Young-Ja patrzył się na nią z politowaniem i pokręcił jedynie głową.
–    Zastanawia mnie tylko, czemu nie zapytałaś ani razu co z Im Ha-Eun. Czyżbyś zapomniała już nawet o jej istnieniu?
–    Proszę, przestań. Jak mam interesować się dzieckiem, które nie pojawiło się nawet na pogrzebie własnej siostry? - wypowiedziała z żalem w głosie. W pewnym stopniu nawet z niego drwiąc, próbując ukazać mu skutki wychowywania młodszej córki samotnie przez ojca. - Wydaje mi się, że dość dobrze jest jej na innym kontynencie. Rozpuściłeś ją do tego stopnia, że nie widziała przeszkód, aby odwrócić się od nas.
–    Ona... przyjechała – wyszeptał. - Wiem, że nie zapytasz oto, ale ma się całkiem dobrze. Pożegnała się odpowiednio z siostrą, ale nie jestem pewny czy będzie jej łatwo przywitać się z matką, która się jej wyrzekła.
 Oburzona lekarka posłała mężczyźnie zmieszane spojrzenie. Rozchyliła usta, lecz nie chciała kontynuować dłużej tej rozmowy. Ukłoniła się delikatnie i odeszła do grona, które wcześniej opuściła.
 Jej pierwszym celem było ponowne dorwanie Jeon JungKook'a. Po tym jak złapała go za ramię, wdawała się w kolejne konwersacje. Głównie ze starszymi paniami i ich córkami. Wiele młodych dziewcząt nieśmiało piszczało w jego kierunku, po czym zazwyczaj dostawały po głowie od swoich członków rodziny. Sam chłopak był poirytowany ich zachowaniem. Prawdopodobnie pierwszy raz od momentu kiedy rozpoczął swoją karierę. Jeszcze bardziej do szału doprowadzało go to, że był wykorzystywany do rozbawiania gości i niedoprowadzenia do ich znudzenia. Prawdopodobnie co najmniej połowa, nawet nie znała dziewczyny, której śmierć właśnie obchodziła. Czuł jak bardzo niesprawiedliwa jest ta uroczystość i w myślach przepraszał Im Jin za to, że bierze udział w tym całym bałaganie. Chciał zrozumieć jej rodzicielkę i okazać jej trochę wyrozumiałości, mimo że sama sobie była winna za zwołanie na pogrzeb swoją śmietankę towarzyską, co nie ułatwiało jej sprawy. 

 Po dość niezręcznej rozmowie ze swoją rodziną, opuścił dom pani Im. Chciał jak najszybciej iść do Jiny, póki miał ostatnią szansę na powiedzenie jej słów, które wcześniej zostawił mimowolnie dla siebie.
–    Im Jina, nie chowaj urazy. Wiem, że dużo złego zrobiłem. Wiem, że nie tak powinna zakończyć się nasza przyjaźń, że nie tego ode mnie oczekiwałaś. Sam powinienem umrzeć za to, że nie zdążyłem cię przeprosić. Przepraszam, że o tobie zapomniałem, jest mi tak przykro... - jego głos się zachwiał i zaczął gorzko płakać. Zasłonił dłonią swoją twarz i próbował zahamować swoje emocje. Nie miał niestety nad nimi kontroli. Nie dokończył. Chciał, ale wydawało mu się że nie może tego zrobić, że każde jego następne słowo  zabije go od środka. Popatrzył jeszcze raz na kwiaty, które zostawił i uśmiechnął się przez łzy. Uwierzył w siebie, dodało mu to otuchy. Spróbował wydusić z siebie coś jeszcze, jednak wyczuł, że ktoś za nim stoi. Speszony odwrócił się i ujrzał za sobą postać drobnej, obcej mu dziewczyny.
–    Jeśli nawet ona ci wybaczy, to i tak będziesz się obwiniał. Czego więc oczekujesz? - jej głos rozbrzmiał odbijając się od wszystkich szyb w pomieszczeniu. Pustym wzrokiem wpatrywała się w podłogę, następnie podnosząc na niego wzrok. Ciemne, duże oczy wpatrywały się w chłopaka tak, jakby mogły wyczytać wszystko z jego uczuć. Przyprawiło go to o ciarki.
–    Nawet jeśli ja będę się obwiniał, to bynajmniej będę w stanie myśleć, że dalej jest ze mną. Że mnie nie opuściła. Tak jakby nigdy nie miała zniknąć z mojego życia. Tak bynajmniej mi się wydaje – dorzucił, zamiast pytać się nastolatki o jakiekolwiek wyjaśnienia o jej tożsamości. Nie miał siły zainteresować się tymi, którzy są wokół niego. Po raz ostatni, ten czas chciał poświęcić dla Im Jiny. Nie czekając na odpowiedź tajemniczej postaci, wyminął ją i opuścił bieżące miejsce.

 Ciemnooka stała jeszcze chwile przed szklaną ścianą, pod którą znajdował się szereg kwiatów, wieńców i wiązanek. Sama przykleiła tylko mały bukiet do szyby. Poprawiła swoją czarno-białą sukienkę i kokardkę żałobną na błyszczących, również ciemnych włosach.
–    Koniec końców, nie zostałaby z tobą, gdybyś nie odrzucił jej z miłością, którą cię obdarowała. Hipokrytka – uśmiechnęła się i zerknęła na odbicie chłopaka, który nieudolnie schował się pod kolumną, by ukryć swoją rozpacz.

Prolog


Bez wątpienia to miało być jedno z ostatnich wdechów, które mogła wziąć. Ostatkami sił wydostała się z płonącego pojazdu, opierając się dłonią o drobne kawałki zimnego szkła. Mimowolnie straciła równowagę i nie była w stanie zapanować nad własnym ciałem, które gwałtownie opadło na ziemię. Wkrótce jej umysł także zbuntował się przeciwko niej, bo w głowie miała myśli, których za wszelką cenę chciała uniknąć w ostatnich chwilach życia. Taśmy wspomnień sprawiły że z jej oczu zaczęły ulatniać się gorzkie łzy, a ona sama zamknęła już je na zawsze. Ostatnie co była w stanie zobaczyć, to dwa, samotnie płonące płatki kwiatów, a ostatnie marzenie to złudna nadzieja na to, że w tej chwili on widział to samo.
Nawet nie zdawała sobie sprawy z przekleństwa, jakie wydała na jedyną osobę którą kochała.
Bezszelestnie przestała oddychać, a chłopiec z jej marzeń podziwiał lilie w porcelanowym wazonie.
© grabarz from WS | XX.