1


Rozkojarzony chłopak z nie do wierzeniem wpatrywał się w telefon i list, który trzymał w rękach. Od kilku dni zerkał na wiadomość i kawałek papieru, który otrzymał. Od melancholijnego nastroju odciągali go jednak notorycznie jego przyjaciele, za co był im niezmiernie wdzięczny. Jedyne czego pragnął to nie zatracać się w przyszłości, a skupiać na swoim aktualnym życiu.
 Przed ostatnim występem w bieżącym tygodniu, dzieliła ich zaledwie godzina. Do tego czasu Jimin zdążył już poprzewracać wszystko do góry nogami i przećwiczyć układ i piosenki setki razy. Reszta członków zespołu także zachowywała się tak jak zawsze. JungKook nie miał zamiaru przerywać chaosu ze swojego powodu, który stał się ich przyjemną rutyną. Tym bardziej że jako najmłodszy, powinien szczególnie pokazywać  że tryska energią i to co robi sprawia mu radość.
 Po krótkim wywiadzie i ochłonięciu od masy fanek nastała pora na powrót do domu. Ze względu na długość trasy, każdy z chłopaków zabrał ze sobą ulubioną poduszkę z zamiarem przespania całej drogi.
–    JungKookie! - krzyknął gwałtownie, ale dosyć sennie Taehyung, który od dłuższego czasu miał już zamknięte oczy. Mimo to zużył dużo siły aby trochę rozchylić powieki. Z zaciekawieniem i politowaniem wpatrywał się w młodszego przyjaciela.
–    Czemu nie śpisz? Nie myśl o tym za dużo, jutro będziesz smęcił – wypalił, po czym głośno ziewnął i zasnął nie czekając na odpowiedź.
 JungKook posłał mu jedynie ciepły, ale niepewny uśmiech. Oparł swoją głowę o szybę i wpatrywał się w krople, które po niej spływały. Nie zastanawiając się zbytnio, zaczął gonić je palcem. Myślenie o śmierci bliskiej osoby było dla niego nieuniknione. Nawet jeśli oddalili się od siebie już dawno temu, nie był w stanie się z tym pogodzić. Może było to też przyczyną tego, że tak bardzo obwiniał się przez rzeczy, których nie mógł dla niej zrobić za jej życia. Zacisnął pięść i pozwolił by samotna łza, opuściła jego szklane oczy.
–    Im Jina, nie mogłaś się chociaż ze mną pożegnać? - wydukał z załamaniem w głosie tak, jakby czekał na odpowiedź. Niespodziewanie poczuł jak ktoś ciągnie go za jego bluzę.
–    Koookie nie płacz, nigdzie nie odejdę – wymamrotał przez sen Jin z wielkim uśmiechem na twarzy. Chłopak roześmiał się i poklepał bo po plecach.
–    Wiem Jinie. Ty nigdy mnie nie opuścisz – spuścił wzrok i próbował utrzymać kąciki swoich ust w górze trochę dłużej. Nawet jeśli tutaj było mu tak dobrze, to nie wystarczyło żeby zapomnieć o tej dziewczynie. Dla niego byłoby to niczym porzucenie wszystkich wspomnień ze swojego dzieciństwa i szkolnych lat. Paradoksalnie, ostatnie 48 miesięcy przeżył bez niej i od dłuższego czasu już nawet za nią nie tęsknił. Czuł się tak jakby miał wybór między ponownym porzuceniem jej, a żałowaniem swojej decyzji o dołączeniu do zespołu, którą uważał za najlepszą w swoim życiu. Jeszcze raz odblokował swój telefon i rzucił okiem na folder z ich wspólnymi wiadomościami. Nie miał jednak odwagi, żeby je odczytać. Widział tylko załamującą datę ostatniego otrzymanego maila. 1 września 2013 roku.
 Kilka minut później zasnął wtulony w jedną poduszkę razem z dwójką swoich przyjaciół.

~


 Nazajutrz Jeon Jungkook jeszcze przed wschodem słońca wiązał krawat na swojej szyi. Patrzył z wyrzutem na swoje odbicie w lustrze. Jego myśli robiły naprawdę dziwne rzeczy, a jego mózg płatał mu nadzwyczajne figle. Kilka razy musiał się upewniać czy nie słyszy głosu Im Jin i czy naprawdę musi jechać do swojego rodzinnego miasta, aby ostatecznie ją pożegnać. Wiedział jedynie, że zdecydowanie nie był na to gotowy.
 Gdy słońce delikatnie oświetlało już niebo, by upozorować jakiekolwiek ciepło temu chłodnemu porankowi, młody chłopak postawił pierwszy krok za progiem swojego domu. Stał przed nim elegancki, czarny samochód. Zamiast do niego jednak wsiąść, natychmiast zawrócił w drugą stronę. Pobiegł do salonu i chwycił bukiet lilii, które kupił specjalnie na tę okazję. Jin uwielbiała te kwiaty i zawsze cieszyła się na ich widok.
 Po ponownym opuszczeniu budynku nastolatek już nie zwlekał z odjazdem, myśląc tylko o tym, że chciałby jak najszybciej tu wrócić.
–    Nie rozrabiajcie za dużo – parsknął śmiechem i wyruszył w kierunku Busan.



                                      


 Pogrzeb zaczął się z dużym opóźnieniem około godziny piętnastej. Było zdecydowanie więcej osób, niż w wyobrażeniach JungKook'a. Był to może powód jego nieswoich uczuć. Samolubnie pragnął by byli tu tylko on i Im Jina. Niebo wydawało mu się jeszcze bardziej ponure, niż te które miał nad głową z samego rana, mimo że teraz błękit był duży jaśniejszy.
 Przez duży tłum postanowił, że podejdzie dopiero gdy wszyscy opuszczą to miejsce. Po upływie kilkunastu kwadransów mógł zostać z przyjaciółką sam na sam. Zawiódł się sam sobą. Miał jej tyle do powiedzenia, a nie zdołał wykrztusić z siebie więcej niż „przepraszam”, czy też kilka razy powtórzył jej imię. Zostawił białe kwiaty przy zdjęciu dziewczyny i udał się za resztą gości.

 Ku zdziwieniu chłopaka, był on dość obleganą osobistością przez zgromadzonych. Jego mama patrzyła się tylko na niego i matkę zmarłej, która przedstawiała go coraz to więcej ilości mężczyzn i kobiet. Jej zachowanie wprawiło Jeona w zakłopotanie. Poznawanie nowych twarzy było ostatnią rzeczą, którą chciał robić tego dnia. Pozostawienie jej samej byłoby jednak niegrzeczne, więc nie mógł bardziej protestować po paru nieudanych próbach. Pani Im Ae była elegancka i poczciwa, w dodatku posiadała opinię jednego z lepszych chirurgów w Busan. Tego dnia jednak zachowywała się zupełnie inaczej. Wszyscy patrzyli na nią jak na godną pożałowania. Jej były mąż, który przez ambicje porzucił rodzinę i wyjechał do Stanów, starał się być w tych trudnych chwilach przy swojej dawnej małżonce i sam usiłował by kamienny wyraz nie schodził z jego wyniosłej twarzy. Naturalnie, Im Ae nie zamierzała wymieniać z nim zbyt wielu zdań, a nawet dawała mu do zrozumienia, że nie potrzebuje jego wsparcia.
–    Im Young-Ja, wiem że chcesz mi pomóc. Doceniam to, lecz proszę cię, abyś sam przechodził przez tę żałobę jak wypada ojcu jego pochowanego dziecka – powiedziała do starego lekarza, biorąc go na bok. Wcześniej oznajmiła gościom ze sztucznym uśmiechem, że z pewnością wróci w przeciągu kilku sekund. Im Young-Ja patrzył się na nią z politowaniem i pokręcił jedynie głową.
–    Zastanawia mnie tylko, czemu nie zapytałaś ani razu co z Im Ha-Eun. Czyżbyś zapomniała już nawet o jej istnieniu?
–    Proszę, przestań. Jak mam interesować się dzieckiem, które nie pojawiło się nawet na pogrzebie własnej siostry? - wypowiedziała z żalem w głosie. W pewnym stopniu nawet z niego drwiąc, próbując ukazać mu skutki wychowywania młodszej córki samotnie przez ojca. - Wydaje mi się, że dość dobrze jest jej na innym kontynencie. Rozpuściłeś ją do tego stopnia, że nie widziała przeszkód, aby odwrócić się od nas.
–    Ona... przyjechała – wyszeptał. - Wiem, że nie zapytasz oto, ale ma się całkiem dobrze. Pożegnała się odpowiednio z siostrą, ale nie jestem pewny czy będzie jej łatwo przywitać się z matką, która się jej wyrzekła.
 Oburzona lekarka posłała mężczyźnie zmieszane spojrzenie. Rozchyliła usta, lecz nie chciała kontynuować dłużej tej rozmowy. Ukłoniła się delikatnie i odeszła do grona, które wcześniej opuściła.
 Jej pierwszym celem było ponowne dorwanie Jeon JungKook'a. Po tym jak złapała go za ramię, wdawała się w kolejne konwersacje. Głównie ze starszymi paniami i ich córkami. Wiele młodych dziewcząt nieśmiało piszczało w jego kierunku, po czym zazwyczaj dostawały po głowie od swoich członków rodziny. Sam chłopak był poirytowany ich zachowaniem. Prawdopodobnie pierwszy raz od momentu kiedy rozpoczął swoją karierę. Jeszcze bardziej do szału doprowadzało go to, że był wykorzystywany do rozbawiania gości i niedoprowadzenia do ich znudzenia. Prawdopodobnie co najmniej połowa, nawet nie znała dziewczyny, której śmierć właśnie obchodziła. Czuł jak bardzo niesprawiedliwa jest ta uroczystość i w myślach przepraszał Im Jin za to, że bierze udział w tym całym bałaganie. Chciał zrozumieć jej rodzicielkę i okazać jej trochę wyrozumiałości, mimo że sama sobie była winna za zwołanie na pogrzeb swoją śmietankę towarzyską, co nie ułatwiało jej sprawy. 

 Po dość niezręcznej rozmowie ze swoją rodziną, opuścił dom pani Im. Chciał jak najszybciej iść do Jiny, póki miał ostatnią szansę na powiedzenie jej słów, które wcześniej zostawił mimowolnie dla siebie.
–    Im Jina, nie chowaj urazy. Wiem, że dużo złego zrobiłem. Wiem, że nie tak powinna zakończyć się nasza przyjaźń, że nie tego ode mnie oczekiwałaś. Sam powinienem umrzeć za to, że nie zdążyłem cię przeprosić. Przepraszam, że o tobie zapomniałem, jest mi tak przykro... - jego głos się zachwiał i zaczął gorzko płakać. Zasłonił dłonią swoją twarz i próbował zahamować swoje emocje. Nie miał niestety nad nimi kontroli. Nie dokończył. Chciał, ale wydawało mu się że nie może tego zrobić, że każde jego następne słowo  zabije go od środka. Popatrzył jeszcze raz na kwiaty, które zostawił i uśmiechnął się przez łzy. Uwierzył w siebie, dodało mu to otuchy. Spróbował wydusić z siebie coś jeszcze, jednak wyczuł, że ktoś za nim stoi. Speszony odwrócił się i ujrzał za sobą postać drobnej, obcej mu dziewczyny.
–    Jeśli nawet ona ci wybaczy, to i tak będziesz się obwiniał. Czego więc oczekujesz? - jej głos rozbrzmiał odbijając się od wszystkich szyb w pomieszczeniu. Pustym wzrokiem wpatrywała się w podłogę, następnie podnosząc na niego wzrok. Ciemne, duże oczy wpatrywały się w chłopaka tak, jakby mogły wyczytać wszystko z jego uczuć. Przyprawiło go to o ciarki.
–    Nawet jeśli ja będę się obwiniał, to bynajmniej będę w stanie myśleć, że dalej jest ze mną. Że mnie nie opuściła. Tak jakby nigdy nie miała zniknąć z mojego życia. Tak bynajmniej mi się wydaje – dorzucił, zamiast pytać się nastolatki o jakiekolwiek wyjaśnienia o jej tożsamości. Nie miał siły zainteresować się tymi, którzy są wokół niego. Po raz ostatni, ten czas chciał poświęcić dla Im Jiny. Nie czekając na odpowiedź tajemniczej postaci, wyminął ją i opuścił bieżące miejsce.

 Ciemnooka stała jeszcze chwile przed szklaną ścianą, pod którą znajdował się szereg kwiatów, wieńców i wiązanek. Sama przykleiła tylko mały bukiet do szyby. Poprawiła swoją czarno-białą sukienkę i kokardkę żałobną na błyszczących, również ciemnych włosach.
–    Koniec końców, nie zostałaby z tobą, gdybyś nie odrzucił jej z miłością, którą cię obdarowała. Hipokrytka – uśmiechnęła się i zerknęła na odbicie chłopaka, który nieudolnie schował się pod kolumną, by ukryć swoją rozpacz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© grabarz from WS | XX.