2


–    Więc usiłujesz mi powiedzieć, że nie wracasz do Stanów? - Im Ae zmarszczyła czoło, starając się zrozumieć to, co przed chwilą usłyszała od swojego byłego męża.
–    Wracam, ale najpierw czeka mnie wyprawa do Chin. Nie chcę brać ze sobą Im Ha-Eun, a tym bardziej nie chcę zostawiać jej samej w Stanach. Mogłabyś... pogodzić się z nią w tym czasie? Nie chcę być wyrodnym ojcem, zostawiając dziecko same z... wyrodną matką. Powinna trochę tu pobyć, w końcu stąd pochodzi.
–    Wiesz że cie szanuje, ale nie mogę tutaj z nią zostać. Nie teraz, gdy Im Jin mnie opuściła. Nie próbuj mi jej zastąpić tą dziewuchą bez wstydu. Urodziłam ją a jednak... wolę żeby nasze drogi ostatecznie się rozeszły – kobieta ani razu nie zerknęła się na mężczyznę. Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. - Teraz, gdy Jina nie żyje... chcę żyć z myślą, że miałam tylko jedną córkę.
 Słowa te niesamowicie zabolały Im Young-Ja. Czuł się bezradny i stracił wszystkie środki, aby zmusić matkę Ha-Eun, do przygarnięcia jej na te parę tygodni.
–    Smucą mnie twoje słowa, gdyż uciekasz od odpowiedzialności nad własnym dzieckiem. Nieważne jak często Jina mówiła mi, że nigdy za mną nie pojedzie, ja nigdy się od niej nie odwróciłem. Jak możesz być tak samolubna?
 Nastała cisza. Pani Im nie miała zamiaru tłumaczyć się, ani usprawiedliwiać. Jako że kiedyś kochała człowieka siedzącego obok niej, wiedziała że nie jest niemądry i sam podsumuje to, co skutkuje jej aktualnym zachowaniem. Upiła łyk herbaty i wyjrzała przez okno, za którym dostrzegła wielkie chmury, zwiastujące srogą ulewę.
 Po kilku godzinach rozmowy lekarz był zbyt zrezygnowany, by dalej błagać żonę o litość. Bez dalszego zamiaru pogrążania się, oświadczył że wyśle ich dziecko z powrotem do Ameryki.


~


Minęło zaledwie kilka dób od dnia pogrzebu. JungKook siedział w swoim pokoju i przeglądał stare magazyny, których nie był w stanie dokończyć za młodszych lat. W kilku z nich, między karkami pojawiały się fotografie, na których zazwyczaj był razem z Jiną. Przyglądał się każdej z uwagą i wypatrywał najmniejszych szczegółów.
 Mimo że już od dawna nie widział się ze swoją rodziną, nie chciał spędzać zbyt dużo czasu na rozmowie z nimi, a szczególnie z mamą. Obawiał się, że będzie się za bardzo martwić jego samopoczuciem. Każdy w jego domu był przygnębiony tym wypadkiem. Jego mama traktowała małą Im Jin jak własne dziecko. Zawsze lubiła tę małą, radosną dziewczynkę. Była jej zawsze wdzięczna za to, że w każdej sytuacji potrafiła pocieszyć jej syna. Wiedziała jednak, co zaszło między nimi trzy lata wcześniej i jak bardzo zraniło ją opuszczenie jej, na rzecz zespołu. Nie winiła go za to. Była dumna, że jej Jungkookie spełniał swoje najskrytsze marzenia.
 
 Tego popołudnia, chłopak zamiast udać się na obiad, postanowił wyjść z domu i trochę ochłonąć. Wyjął swój telefon i zastanawiał się nad zadzwonieniem do swoich przyjaciół. Wolał jednak całkowicie porzucić o tym myśl i kroczył po prostu przed siebie.

 Z transu wybudził go coraz to silniejszy deszcz. Zdezorientowany, przemoknięty do suchej nitki schował się pod niezbyt praktycznym dachem. Nie obchodziło go to jednak, bo i tak jego ciuchy i wygląd popadły w ruinę. Przypomniało mu to jednak o masce na jego szyi, o której zupełnie zapomniał. Odetchnął z ulgą, że nie natrafił na stado fanek i podziękował w pewnym sensie pogodzie. Odwrócił swój wzrok, gdy nagle kilka metrów dalej zobaczył dziewczynę z pogrzebu. Otworzył szeroko oczy i nie za bardzo wiedział jak się zachować. Cieszył go jednak fakt, że traktowała go tak, tak jakby zupełnie nie wiedziała kim jest. Na dobrą sprawę on też jej nie znał. W dodatku zdziwiło go nieco to, że patrzyła się dokładnie w każde miejsce, tylko nie na niego. W końcu zaczął interesować się jej osobą. Czemu tak jak on, samotnie chciała pobyć przy Im Jinie? Kim dla niej właściwie była?
–    Ehem, przepraszam – jego słowa wybudziły nastolatkę z zamyślenia i odwracając się stronę chłopaka, potwierdziła to, że zwracał się do niej. Wiatr rozwiewał włosy po jej twarzy, więc co chwile wyciągała ręce, aby je ogarnąć. W przeciwieństwie do Kookiego, mokra była jedynie do połowy. Posłała mu dość dziwną minę.
–    Chciałeś coś ode mnie? - spytała niedbale.
–    Nie powinnaś mówić formalnie do starszych od siebie? Eh, nieważne już – warknął oburzony. Od dawien dawna mógł porozmawiać z kimś młodszym niż on i spotkało go takie rozczarowanie. - Skąd się biorą takie...
–    Z Ameryki – odparła żartobliwie. Usłyszała każde jego ciche mruknięcie, co jeszcze bardziej go speszyło.
–    Tutaj też się pojawiają jak widać – tym razem jednak jego głos został zagłuszony przez dźwięk ulewy. Spojrzał się jeszcze raz na dziewczynę, która z każdą sekundą była coraz bardziej atakowana przez podłe warunki atmosferyczne. Obejmowała się z całej siły zaciskając w dłoniach swój prześwitujący sweter. Coraz częściej przymrużała oczy, a jej blade policzki zrobiły się czerwone od zimna. Nie mogąc dłużej bezczynnie się przyglądać, Jeon podszedł do tej dziwnej kobiety i opierając się o ścianę za jej plecami, zasłonił ją przed kolejnymi kroplami deszczu i brutalnym wiatrem.
–    Lepiej? - spytał, przymykając jedno oko, do którego spływała woda z jego włosów. Mimo  zabawnego wyrazu twarzy, był w tej chwili prawdopodobnie najlepiej wyglądającym mężczyzną na świecie. Z początku sama nastolatka zdziwiła się jego zachowaniem, ale szybko pozbyła się zbędnej reakcji. 
–    Ta, lepiej. Dzięki – opowiedziała beznamiętnie. Jungkook chyba zadał sobie setki razy pytanie, czemu to dla niej zrobił. Nawet jeśli czarowała swoim wyglądem, to zdecydowanie nie była w jego typie. Nie mógł jednak ignorować ludzi, ze względu na osobiste upodobania. Szczególnie, że przez chwile do złudzenia przypominała mu Jine. Myślał, że wpadł w jakiś obłęd, ale im dłużej się jej przyglądał, tym więcej podobieństw dostrzegał. Przez to, że ich spojrzenia zbyt długo się spotykały, dziewczyna poczuła się dosyć zmieszana. Patrzyła się jednak na niego tak, jakby doskonale go rozumiała.

 Jeon Jungkook był tak wpatrzony w to dziecko, że nawet nie zauważył kiedy przestało padać.
–    Ej, halo. Odbiór – zawołała go po raz pierwszy dość spokojnie. Nie otrzymała żadnej reakcji. - Ej! Coś się stało? Mózg cię boli? - coraz bardziej unosiła swój głos, zmieniając minę na bardziej złowrogą i zniesmaczoną. - Co za dziwak! - krzyknęła wreszcie, po czym wyrwała się od zagapionego mężczyzny, uderzając go mocno w klatkę piersiową. Dopiero to sprawiło, że odskoczył i puścił ją wolno. Nie mógł wybaczyć sobie, że stracił nad sobą panowanie. Popatrzył na nią jeszcze raz, a raczej na jej plecy. Zdążyła odejść już wystarczająco daleko.


                                      


  JungKook beztrosko leżał na łóżku i bawił się swoim telefonem. Chwile wcześniej wyszedł spod  ciepłego prysznica, więc jego włosy były ciągle mokre. Krople wody pływały z kosmyków na szklany ekran.
 Przeszła mu do głowy dość logiczna myśl, że reszta zespołu może się o niego martwić, więc postanowił wysłać do nich wiadomość, że wszystko z nim w porządku. Odetchnął z ulgą i zaczął zastanawiać się nad tym, kim może być dziewczyna, którą spotkał wcześniej. Oprócz tego, że dręczyło go jej niestosowne i wredne zachowanie, nie mógł przestać myśleć o jej podobieństwie do Jiny. Mógł śmiało przyznać, że była od niej trochę ładniejsza i miała za to o wiele bardziej zabójczy temperament. Już wiedział, że oszalał.
–    Typowa antyfanka – mruknął pod nosem i wymyślał teorie spiskowe. Na myśl, nasunął mu się Tae. - On na pewno wiedziałby kim ona jest. I to po pierwszym kontakcie wzrokowym – uśmiechnął się sam do siebie i schował morką głowę w białą poduszkę.
 Do powrotu zostały mu zaledwie dwa dni. Jeszcze nazajutrz chciał się ostatni raz pożegnać ze zmarłą przyjaciółką.
–    Pewnie nie przyjdę do ciebie teraz zbyt szybko. Spędzę dużo czasu z moimi przyjaciółmi, będę żył swoim nowym życiem i Jina, będę o tobie często myślał. Obiecuję. Będę dobrze jadł, chodził w miejsca o których zawsze marzyłaś i zadbam o siebie. Mimo wszystko, ty zawsze chciałaś mojego szczęścia, prawda? - chłopak dotknął szybę opuszkami palców i jeszcze raz zerknął na kwiaty, które zostawił. Wyglądały niepozornie. Jakby nigdy nie miały zwiędnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© grabarz from WS | XX.